Jestem z rodziną w Pradze, jemy obiad. Mówimy o bieżących sprawach, o aktualnościach, o koronawirusie. Słucham, co mówią synowie i mąż. Nagle się coś w mnie zmienia, widzę przed sobą te dzieci: siedzą na chodniku i żebrzą. Ich twarze są strachliwe i ściągnięte, ich cienkie ciała owinięte w łachmany. Ich spojrzenia, szukające schronienia gdzie indziej, omijają kamerę. Patrzą na mnie. Ale nie ma schronienia, są bezbronni. Mniejsze dziecko zaczyna płakać, a jego twarz w tym wygląda jak stara, bardzo stara. Kamera bezlitośnie nagrywa, aż nie mogę już tego znieść.
Jak wiele innych, ta scena z nazistowskiego filmu propagandowego nakręconego w getcie w 1942 r. mnie prześladuje. Wtedy nie mogę mówić ani słuchać lub skupić się na czymś. Wieczorem nie mogę zasnąć. Jestem sparaliżowana i koszmar trzyma mnie mocno.
Od kiedy pamiętam, interesuje mnie epoka nazistowska i wszystko, co jest s nią związane. Zapewne to ma związek z moją przynależnością do narodu sprawców, ale nie tylko. W miastach, które odwiedzam, chcę zobaczyć z tym powiązane miejsca. Nie inaczej było w Warszawie. Podczas pierwszej wizyty już byłam w różnych miejscach, a także odwiedziłam fantastyczne Muzeum Polin. Tym razem wróciłam do obszaru byłego żydowskiego getta, żeby znaleźć więcej śladów.
Informacja na jednej z tablic pamiątkowych podsumowuje w kilku zdaniach: „W ślad za zarządzeniami władz okupacyjnych getto zostało odcięte od reszty miasta dnia 16 listopada 1940 r. Otoczony murem obszar miał z początku około 307 ha, potem był zmniejszony; od stycznia 1942 r. dzielił się na tzw. duże i małe getto. Stłoczono tu około 360 tys. Żydów z Warszawy i około 90 tys. z innych miejscowości. Około 100 tys. osób zmarło z głodu. W lecie 1942 r. Niemcy wywieźli i zamordowali w komorach gazowych Treblinki około 300 tys. osób. 19 kwietnia 1943 r. wybuchło powstanie; do połowy maja powstańcy i ludność cywilna ginęli w walce i w płomieniach systematycznie palonego getta; resztę Niemcy zamordowali w listopadzie 1943 r. na Majdanku, w Poniatowej i Trawnikach. Przeżyli nieliczni.“
Granice getta tworzył mur o wysokości trzech metrów; niektóre jego fragmenty są zachowane. Na przykład w ulicy Siennej (patrz wyżej), lub w ul. Waliców (następne zdjęcie). Innych, wymienione w Internecie, nie mogłam znaleźć. Z powodu rewitalizacji dzielnicy może znajdują się na niedostępnych podwórkach.
Fragment w ul. Waliców został zintegrowany z biurowcem Aurum:
Naprzeciw tego fragmentu stoi wysoki dom z getta, którego przyszłość nie jest pewna. Mural „Kamień i co” na jego zewnętrznej ścianie o to pyta.
Między dużym i małym gettem została nad wyłączoną przez Niemców z getta ulicą Chłodną zbudowana drewniana kładka. Mieszkańcy getta mogli z niej zobaczyć aryjską część Warszawy, dla nich niedostępną. Dlatego bywała nazywana mostem westchnień. Obecnie widnieje tam instalacja „Kładka Pamięci“, rozciągnięte nad ulicą światłowody, a w słupach fotoplastykony, w których można zobaczyć zdjęcia tego miejsca z czasów wojny.
Pod adresem Leszno 53/55 (dziś Al. Solidarności 127) znajduje się Gmach Sądów. W czasie jego powstania, krótko przed drugą wojną światową, był największym budynkiem sądowym w całej Europie, a długość jego korytarzy miała dochodzić do piętnastu kilometrów. Po utworzenia getta obiekt znalazł się w jego obrębie; choć do pewnego stopnia miał charakter eksterytorialny, co oznaczało, że służył zarówno Żydom, jak i innym mieszkańcom miasta. W swoich wspomieniach pisze żydowski historyk Emanuel Ringelblum: „Była dla nas zagadką i niespodzianką, kiedy po zamknięciu getta, Sąd od Leszna był dla Żydów dalej otwarty tak, że w gruncie rzeczy, Sąd stał się miejscem spotkań dla Żydów mieszkających w getcie, i dla tych, którzy z Żydami wiedzieć się chcieli.“
Do lipca 1942 r. Żydzi próbowali uciekać na stronę aryjską. O przeżyciu decydowały: kontakt z zaufanymi ludźmi, pieniądze, wygląd oraz znajomość języka polskiego. Największe szanse na przetrwanie mieli zasymilowani Żydzi.
Jednak, po drugiej stronie Sądu czekali tzw. Smalcownicy. To były osoby, które obserwowały wychodzących i rozpoznawały zbiegów. Również stały przy przejściach i bramach do getta, żeby uciekinierów szantażować, a niekiedy oddawać w ręce okupanta.
Nadszedł wieczór, gdy przyszłam do niepozornej kamienicy pod adresem Żelazna 103.
W tym przedwojennym budynku była Befehlstelle, stanowisko dowodzenia nazistowskiego w getcie. Stąd kierowano wywózką Żydów do Treblinki. W piwnicach domu było więzienie, w którym przetrzymywano Żydów złapanych poza gettem, i na podwórku regularnie przeprowadzano egzekucje. Tablica przypomina o tysiącach ofiar.
Podchodzę do wejścia, ale brama na podwórko jest zamknięta. Z mieszkań na parterze dochodzi do mnie muzyka i myślę o tym, jak to jest mieszkać w takim domu.
Od 22 lipca do 21 września 1942 r. była prowadzona „Wielka Akcja” wysiedlenia getta. Do dobrowolnego opuszczenia miasta i podróży „na wschód“ zachęcała hitlerowska propaganda. Na deportowanych miała czekać praca, obiecywano nie rozdzielać rodzin. Ze względu na małą efektywność inicjatywy przeprowadzono selekcje. Osoby młode i zdolne do pracy miały pozostać w getcie, niezdolnych do pracy, w tym dzieci, starców i chorych pędzono na Umschlagplatz („płac przeładunkowy“), z którego odjeżdżały pociągi do Treblinki. W efekcie Wielkiej Akcji zostało zamordowanych ok. 250 – 300 tys. warszawskich Żydów.
Pod pomnikiem Umschlagplatzu przy ul. Stawki byłam dwa lata temu, w listopadowy wieczór. Było zimno i pomnik – ściana – wyglądał upiornie. W nieludzkich warunkach, przez kilkanaście godzin, niekiedy dni, ludzie czekali na transport.
***
Jest jeszcze wiele do powiedzenia, o katastrofalnych warunkach życia w getcie, o epidemiach duru plamistego, o kwitnącym życiu kulturalnym, o Radzie Żydowskiej i jej prezesie Adamie Czerniakowie, o powstaniu i jego liderach Mordechaju Anielewiczu i Marku Edelmanie, o esesmanie Jürgenie Stroopie, odpowiedzialnym za likwidację getta. Im więcej wiem, tym cięższe się staje moje serce i tym bardziej się mi wydaje niewiarygodne to, co się stało. Wiele pozostaje niewypowiedziane na zawsze. A wiele niewyobrażalne i niewysłowione.
W tej bańce po mleku ukryta była druga cześć Archiwum Ringelbluma. Historyk Emanuel Ringelblum założył w getcie tajną organizację Oneg Szabat (Radość Soboty), która zbierała i opracowała dokumentację losów Żydów pod okupacją niemiecką. Stała wystawa w Żydowskim Historycznym Instytucie przedstawia wiele dokumentów i nosi hasło: „Czego nie mogliśmy wykrzyczeć światu”. Trzecia część Archiwum do dziś nie została odnaleziona.
Źródło i więcej informacji:
Za poprawienie tekstu dziękuję Sylwie Pomieńskiej.